Trzcińsko-Zdrój / Moryń / Chojna

Dzień 1
piątek, 25 sierpnia 2023 r.
Trasa: Godków – Mirowo
dystans: 4,7 km
ślad GPX (do pobrania)

Z wolna, ale nieuchronnie nadchodzi schyłek lata i wakacji. Na sam ich koniec wybraliśmy po raz kolejny w okolice Morynia. To już w zasadzie tradycja, że raz  w roku zjeżdżamy w te okolice i odwiedzamy Moryń.
W ten weekend zapowiadała się nieco niepewna pogoda, ale nie ma co panikować na zapas.

W pociąg pakujemy się dopiero po południu, po tym jak skończyłem pracę. Kiepskie to popołudniowe połączenie, mamy przesiadkę w Kostrzynie, a do tego pociąg łapie opóźnienie. Przez to w Godkowie wysiadamy później niż plan.

Po raz pierwszy naszą bazą nie jest Moryń. Schronisko wciąż pozostaje niedostępne, ale za to podpowiedziano nam nową lokalizację. To Marigold, pole kempingowe w Mirowie. Chociaż jesteśmy tu pierwszy raz, to z miejsca nabieram sympatii i do miejsca i do ludzi, którzy je tworzą. Od przywitania łapie się z takimi otwartymi ludźmi kontakt.
A nasze lokum? Żaden tam namiot (ale lubimy nasz namiot), ale prawdziwa, mongolska jurta. Dla mnie bomba. Nie brakuje w niej miejsca, można się wszędzie porozkładać. Przestronnie i wygodnie. Słońce zachodzi niemal dokładnie za kempingiem.
Dziś przyjechaliśmy późno, ale zrobiliśmy kolację w polowej kuchni, a nawet posiedzieliśmy przy ognisku, z innymi gośćmi. Rzadko są takie kempingi.

Nasze najbliższe dwa dni, to objazdy po okolicach. Zaplanowałem z tej okazji niejedno. Na jutro chyba obierzemy kierunek na Trzcińsko-Zdrój, a w niedzielę na Wzgórza Krzymowskie. Będą nowe trasy, będzie przyroda, będzie sporo kamiennych, charakterystycznych kamiennych kościołów, a na koniec jeszcze raz gotyk Chojny.  Zobaczymy, czy pogoda nam czegoś nie wywinie.


Dzień 2

sobota, 26 sierpnia 2023 r.
Trasa: Mirowo – Chojna – Rurka – Grzybowo – Strzeszów – Trzcińsko-Zdrój – Brwice – Jelenin – Godków – Mirowo
dystans: 52,2 km          czas jazdy: 4:00          prędkość średnia: 13,0 km/h
ślad GPX (do pobrania)

I jednak rano przystopowała nas pogoda. Trochę padało, dlatego wyruszyliśmy dopiero koło południa. Zastanawiałem się nad tą trasą, ale ostatecznie zdecydowałem się jechać w kierunku Chojny. Zawsze mnie mamią chojeńskie zabytki (chociaż już je tyle razy widziałem), ale nie dzisiaj. Przejechaliśmy do Chojny nową dla nas drogą, przez lotnisko, byłe i poradzieckie. Dobry to skrót, lepszy rzecz jasna niż jechać krajówką z Godkowa. Lotnisko kojarzy się głównie z czasami bazy wojsk radzieckich między 1945 a 1990 rokiem, ale istniało ono jako baza Luftwaffe już od połowy lat 30-tych.
Przez samą Chojnę tylko przemknęliśmy i przez Barnkowo wyjechaliśmy drogą na Rurkę. W Barnkowie, który jest w zasadzie częścią Chojny, stoi ciekawy, średniowieczny kościół z XV wieku, zbudowany z kamienia, w takim pomorskim, charakterystycznym stylu. Tylko wieża jest znacznie późniejsza, bo z XIX w. Wiele podobnych będziemy oglądać dziś i jutro w tej okolicy. 

przez lotnisko w Chojnie
kościół w Barnkowie

Droga na Rurkę świetna, bardzo krajobrazowa, bo jest tu ciekawie pagórkowato. W Rurce zajeżdżamy do kaplicy templariuszy. Jest ona trochę poza wsią, trzeba dojechać drogą brukową, a potem polną. Kaplica jest trochę nadgryziona czasem i niefortunnym, wielowiekowym użytkowaniem, ale to zabytek pierwsza klasa, z XIII wieku i trzeba się cieszyć, że dotrwał do naszych czasów.
Templariuszy sprowadził na Ziemię Bańską Barnim I i nadał im ją we władanie. Rycerze zakonni zbudowali nad rzeką Rurzycą swoją komandorię i pewnie niewielki obiekt obronny. Po dramatycznym upadku zakonu, dobra te przejęli joannici. 

kaplica templariuszy w Rurce
kaplica templariuszy w Rurce
kaplica templariuszy w Rurce

W ogóle trzeba oddać, że okolice Cedyni, Trzcińska, Morynia, Bań, Mieszkowic są pełne takich średniowiecznych zabytków. W tych okolicach już bywaliśmy, a przecież są jeszcze nieodkryte przez nas okolice Pyrzyc, Lipian, czy Myśliborza. Każda wieś w tej okolicy ma w zasadzie kościół, najczęściej z kamienia.
Z Rurki jedziemy dalej, mijamy kolejne takie wioski. Tak dojechaliśmy do Grzybowa. Kusiło  mnie, żeby jechać do Trzcińska przez Kamienny Jaz, ale byłaby to polna droga i jakoś nie miałem przekonania po tych deszczach.
Od Grzybowa droga krajobrazowa, miedzy wzgórzami, pośród pól.

do Trzcińska-Zdroju
zachodniopomorskie krajobrazy

W Trzcińsku-Zdroju wbijamy się na rynku do restauracji na obiad. Dla mnie klasycznie; żurek i schabowy, chłopaki zestawy młodzieżowe. Smakuje świetnie. Zatrzymali się też inni rowerzyści, bo to naturalny przystanek na tej długiej trasie rowerowej. I tylko nie rozumiem jak można pić piwo na trasie i jechać dalej. Ale nie mam zamiaru być tu jakimś moralizatorem.

na rynku w Trzcińsku-Zdroju

Trzcińsko-Zdrój, to świetne zabytki, które przecież znamy; ratusz, dwie bramy i mury obronne, kościół. Zawsze to cieszy moje oko i za każdym razem nie mogę się oprzeć, żeby ich kolejny raz nie zobaczyć. Ostatni raz byliśmy tu przecież w zeszłym roku, na rajdzie Pana Samochodzika.

W Trzcińsku robimy zakupy na niedzielę. A w dalszą drogę wbijamy się na trasę R20 i w zasadzie wracamy na kemping Marigold. Po drodze odbijamy jedynie w dwa miejsca.
Najpierw zjeżdżamy  do Brwic, zobaczyć mamutowca, czyli sekwoję olbrzymią. Posadzono go prawdopodobnie w 1895 roku, nieopodal pobliskiego dworu, co czyni go obecnie najstarszym, najgrubszym  i największym mamutowcem w Polsce. Drzewo w istocie okazałe i ma się świetnie.

Niedługo potem meldujemy się nad jeziorem w Jeleninie. Jest tu zaopiekowana plaża, chłopaki się moczyli, Janek nawet za bardzo.
W drodze powrotnej już za Godkowem jechaliśmy wprost na wspaniały, letni zachód słońca. Może wywróży to na jutro dobrą pogodę. Z Godkowa jechaliśmy tą samą drogą, którą jechaliśmy wczoraj po podróży pociągiem.
Mimo, że późno w sumie wyjechaliśmy, wyszedł nam dobry dzień i ponad 50 km w trasie. Jutro będzie nieco trudniej, bo zdecydowanie więcej lasu po Wzgórzach Krzymowskich.

nad jeziorem w Jeleninie
Trasa Pojezierzy Zachodnich do Godkowa
powrót do Mirowa

Dzień 3
niedziela, 27 sierpnia 2023 r.
Trasa: Mirowo – Dolsk – Mętno Małe – Mętno – Stoki – Krzymów – Kuropatniki – Czarny Bocian – Pasiecznik – Czachów – Orzechów – Klępicz – Przyjezierze – Moryń – Przyjezierze – Mirowo
dystans: 57,1 km          czas jazdy: 4:59          prędkość średnia: 11,4 km/h
Ślad GPX (do pobrania)

Od rana jest chmurnie, ale nie pada, zaś prognoza straszy deszczem dopiero pod wieczór. Na nasz szlak wyjeżdżamy znacznie wcześniej niż wczoraj. Więcej niż pierwsza połowa dzisiejszej trasy to zupełnie nowa dla nas droga. Poza wzgórzem Czarny Bocian, nie byliśmy nigdy w tej części. O ile wczoraj jechaliśmy przede wszystkim  w kierunku północno-wschodnim, to dziś obieramy rejon północno-zachodni od Morynia.

Na początek jedziemy polną drogą do Dolska. Jest trochę wykrotów, ale nic strasznego. W Dolsku oglądamy  szachownicę na kamiennym kościele.

„Po lewej stronie na wzgórzu
stał otoczony starymi drzewami romański kościółek z XIII wieku.
Zatrzymaliśmy samochody na błotnistej drodze obok cmentarza. Sam kościółek
był maciupeńki, miał tylko dużą, czworoboczną wieżę romańską. Wejście do
wieży obramowane było portalem. Nieco z boku widniały drzwi do krętego
korytarza ze stromymi schodami, prowadzącymi do górnej części wieży.
Czubek wieży wydawał się jak gdyby ucięty…”
„Należało odejść od portalu na kilka kroków i pod pewnym kątem

spojrzeć na kamienne obramowanie. Z tej odległości widziało się po lewej
stronie, na trzecim kamieniu od dołu – wyraźny znak szachownicy.”

Z. Nienacki, „Księga strachów”

I wszystko się zgadza.

droga do Dolska
kościół w Dolsku
kościół w Dolsku
szachownica na kościele w Dolsku

Z Dolska zjeżdżamy do Małego Mętna. W Mętnie trzeba przejechać na drugą stronę dość poważną drogę wojewódzką. Jeszcze sporo do południa, a już mija nas obywatel z flaszką i „czteropakiem” na popitkę. Jest w dobrym nastroju, uprzejmie a nawet wylewnie nas pozdrawia oraz udziela rzeczowych i cennych wskazówek, w którą drogę jechać. Bo jesteśmy tu w konkretnym celu.

A jest tu np. średniowieczna kaplica, może już  z przełomu XIV i XV w. Trochę przypomina stylowo tę w Rurce (ale ta w Mętnie nie ma nic wspólnego z templariuszami). Jest zamknięta, a szkoda, bo wewnątrz na ścianach są cenne polichromie. Jest w zasadzie nieużytkowana od 1945 roku.
Za krańcem wsi, nieopodal jeziora znaleźć można dość mroczne miejsce, a konkretnie zrujnowaną kaplicę grobową. Od 1889 roku starostą chojeńskim był Werner von Saldern, który w Mętnie Małym, niedaleko jeziora zbudował pałac, ale ten obiekt przetrwał tylko do końca II wojny światowej. Niemniej to zapewne Werner von Saldern został pochowany w tej kaplicy (zmarł w 1930 roku), w pięknym parku nad jeziorem, pośród swoich dóbr.

W drodze powrotnej ponownie przejeżdżamy obok stawu, który jest zaraz przy głównej drodze osady. Żegnają nas jeszcze szersze uśmiechy, ale też już i pół butelki opróżnione.

za plecami Wzgórz Krzymowskich do Mętna Małego
ruiny kaplicy w Mętnie Małym
ruiny kaplicy grobowej w Mętnie Małym
ruiny kaplicy grobowej w Mętnie Małym
kościół w Mętnie Małym
kościół w Mętnie Małym

W sąsiednim, właściwym Mętnie (bo Mętno Małe to osada większej wsi Mętno), oglądamy kolejny kościół z kamienia. Jest późnoromański, z II poł. XIII wieku. Imponuje zwłaszcza od strony wieży, bo od prezbiterium trochę mąci widok dobudowana z cegły w II poł. XIX w. pięcioboczna absyda. 

kościół w Mętnie
kościół w Mętnie

W Mętnie wjeżdżamy do lasu i w obszar Cedyńskiego Parku Krajobrazowego. Robi się podjazdowo, bo Mętno leży u podnóża Wzgórz Krzymowskich. Na początku zresztą zajeżdżamy za Mętnem nieco w bok, zobaczyć ruiny młyna i stawidła (Górnego – Obermühle). To była całkiem rozległa osada. Łatwo do niej dojechać, bo to zaraz przy pożarowej drodze nr 6.

ruiny młyna
ruiny młyna

Kawałek trzeba było nam wrócić i skręciliśmy w kierunku wsi Stoki. Po drodze mijaliśmy jeszcze ruiny kolejnego dawnego młyna (Dolnego – Untermühle), a obecnie chyba opuszczonego przysiółka, noszącego współczesną nazwę Nadolnik. Z lasu chwilowo wyjeżdżamy w Stokach.
Tu trochę żałuję, bo w Stokach jest dwór z rozległym parkiem, na skraju którego znajduje się wieża widokowa z 1914 roku oraz cmentarz rodowy. Ostatnimi właścicielami byli Dobeneckowie. Dwór jest w rękach prywatnych i jest tu zdaje się agroturystyka, stąd dostęp do podworskiego parku jest ograniczony. W Stokach rośnie też najgrubszy na Pomorzu wiąz (co najmniej 560 cm obwodu).

osada Nadolnik
dwór w Stokach

Ze Stoków pojechaliśmy do Krzymowa. To słabo uczęszczana droga, przy tym spektakularnie krajobrazowa, z podjazdem do góry i rozległą przestrzenią za plecami. W Krzymowie przez pół wsi ciągnie się spektakularny mur i zabudowania gospodarcze. Jest barokowy pałac (podobnie jak w Stokach jest w rękach prywatnych). Jest też kościół – a jakże – kamienny, gotycko-romański z XIII wieku.
Janek znalazł  w Krzymowie otwarty sklep, był więc czas na przerwę. Dalej, z Krzymowa skręcamy na Kuropatniki świetną lipową aleją. Kuropatniki to niewielka osada, ale jest tu zadbany dwór myśliwski z 1 pol. XIX w. No i wreszcie coś widać.

droga między Stokami a Krzymowem
kościół w Krzymowie
aleja za Krzymowem
dwór myśliwski w Kuropatnikach

Wjeżdżamy do lasu i na zielony szlak i dość łatwo i szybko docieramy do głazów „Bliźniaków”, u podnóża wzniesienia „Zwierzyniec”. Do wieży na szczycie nie podchodziliśmy, ale dłuższą chwilę spędziliśmy przy tych głazach – pomnikach przyrody.

Większy eratyk odkryto w 1944 roku. Nosi nazwę „Szeroki Kamień” i mierzy w obwodzie 25 metrów, a wysokość prawie 4,5 metra. Mniejszy, „Mały Kamień” położony parę metrów wyżej na stoku, ma około 10,5 metra obwodu i sięga nieco ponad 2 metry. Na zewnątrz tego nie widać, gdyż większa część głazu spoczywa pod ziemią. Za to „Szeroki Kamień” jest świetnie wyeksponowany i co tu dużo mówić imponuje rozmiarami. Przy „Bliźniakach” zbiega się wiele szlaków turystycznych i stosunkowo łatwo tu dotrzeć, chociaż jest pagórkowato, a muchy i komary nie dają żyć.

szlak na Zwierzyniec
szlak na Zwierzyniec
głazy „Bliźniaki”

Pod Zwierzyńcem zaczyna kropić, ale na szczęście lekko i krótko. Jedziemy dalej, przez rezerwat „Dąbrowa Krzymowska”. Na tej drodze już nas trochę stargało. Była trudna, oznaczenie szlaku znikało nam z oczu. Przez pewien fragment w ogóle nie było drogi. Te przygody (bo przecież nie przykrości) skończyły się, kiedy dojechaliśmy do porządnej drogi.

Sam rezerwat utworzono w 1985 roku, zajmuje obszar ponad 34 ha. Chroni zachowane fragmenty naturalnej kwaśnej dąbrowy. Wiele tu drzew o wymiarach pomnikowych, w tym dębów bezszypułkowych, a rosnące tu sosny mają nietypową formę spękania korowiny; pręgowatej (krezowatej). Piękny to las i stary, bo drzewa mogą mieć 250 – 400 lat.

rezerwat „Dąbrowa Krzymowska”
rezerwat „Dąbrowa Krzymowska”
rezerwat „Dąbrowa Krzymowska”
rezerwat „Dąbrowa Krzymowska”
rezerwat „Dąbrowa Krzymowska”

 

Potem jeździliśmy po tych Wzgórzach Krzymowskich, mijając Pasiecznik i kierując się na Czachów. Po Wzgórzach Krzymowskich można pojeździć, bo jest tu sporo dobrych, szutrowych dróg. Można wywnioskować, że to był silnie wykorzystywany teren, bo nawet niektóre drogi są trwale utwardzone brukiem. Tych akurat mniej szukamy. Kiedyś jeszcze zabiorę nas na Barcie i do rezerwatu Świergotki.

Do Czachowa droga już raczej w dół, ale jeszcze nieznacznie. Wielki zjazd będzie dopiero za Orzechowem, jadąc na Klępicz. Trochę nas poganiam, bo pogoda się psuje i już lepiej zaszyć się w Moryniu, ale trzeba tam jeszcze dojechać.

przez Wzgórza Krzymowskie
przez Wzgórza Krzymowskie
przez Wzgórza Krzymowskie
na Trasie Pojezierzy Zachodnich do Morynia

Kropić zaczyna w Klępiczu i tu wjeżdżamy na znaną nam trasę R20. W Przyjezierzu skręcamy na Moryń – bo jak go nie odwiedzić. Dziś nie zwiedzamy dużo w Moryniu. Odwiedzamy Raka i szachownicę i zaszywamy się w pizzerii, gdzie pałaszujemy zasłużoną pizzę. Szkoda, że nie widzieliśmy się panem Nowińskim. Już parę lat mija kiedy się ostatnio widzieliśmy.
Tymczasem siedząc w pizzerii, z niepokojem spostrzegamy, że rozpadało się na dobre i będzie padało długo.

Nie ma możliwości, żebyśmy tu siedzieli w nieskończoność. Na szczęście to nie jest daleko do Mirowa. Wbijamy się w małe okienko pogodowe, ale i tak nas trochę zmoczyło na koniec. Szczęśliwie rozpadało się tuż po tym, jak schowaliśmy się w naszej jurcie.
Kiedy tak lało wieczorem, pani Agnieszka zapytała, czy czegoś nie potrzebujemy, np. wysuszyć. Takich ludzi życzę sobie i każdemu spotykać na swojej drodze – nie tylko tej rowerowej – jak najwięcej.

nie może zabraknąć wizyty na rynku w Moryniu…
w deszczu do Mirowa

Dziś nie ma siedzenia do późna, bo jutro pobudka dość wcześnie, już o 6. Pociąg mamy koło 10, a trzeba jeszcze dojechać i pozwiedzać Chojnę. 
Dziś było dobry dzień. Męczący, ciekawy, udany, a trasa konkretna.

Dzień 4
poniedziałek, 28 sierpnia 2023 r.
Trasa: Mirowo – Godków – Kaliska – Chojna
dystans: 13,4 km          czas jazdy: 1:06          prędkość średnia: 11,8 km/h
Ślad GPX (do pobrania)

Widziałem dziś piękny wschód Słońca, bo w nocy chmury się rozeszły i rano było piękne, czyste niebo. I pomyśleć, że ten spektakl powtarza się od kilku miliardów lat. Taka oprawa pasuje do dzisiejszego dnia. Wojtek kończy dziś 11 lat. Nastolatek w pełnym wydaniu. Rośnij w mądrości synu.

Rano pobudka nieco wcześniej niż zwykle, ale poszło żwawo, bez grzebania się. Pożegnaliśmy się  z gospodarzami jeszcze wczoraj, zatem w drogę. jedziemy do Chojny, znaną już nam drogą przez byłe lotnisko.

wschód Słońca
zbieramy się z pola Marigold
droga do Chojny
jeszcze raz przez lotnisko w Chojnie
lotnisko w Chojnie

Chojna ma genialne zabytki. Średniowieczne cudeńka. Czy da się je objechać w jakąś godzinę, przed pociągiem? Da się, ale to autentyczna strata w smakowaniu tej architektury; dwie dawne bramy miejskie, ratusz, mury obronne, ruiny kaplicy św. Gertrudy, klasztor i kościół św. Trójcy. To wszystko w stylu wspaniałego  ceglanego gotyku.
I oczywiście nade wszystko imponujący kościół mariacki, ze strzelistą wieżą, piąty co do wysokości kościół w Polsce. Te portale, wimpergi, maswerki i tondo z głową Chrystusa, fryzy, blendy, lizeny, gzymsy, ostrołukowe okna i sterczyny. Cuda.

Baszta Piekarska w Chojnie
przed ruinami kaplicy św. Gertrudy w Chojnie
ratusz w Chojnie
kościół mariacki w Chojnie
platan „Olbrzym” w Chojnie
jeszcze mury obronne Chojny

Tu, w Chojnie kończy się nasza wyprawa. Pociąg przyjechał mniej więcej o czasie i zawiózł nas do domu.  Kolejny raz odkryliśmy coś nowego, nieznane miejsca, w których nie byliśmy. Ale nade wszystko  zachowany wspomnienie z kempingu Marigold. Tu będę jeszcze chciał żebyśmy wrócili.