Na szlaku drewnianych kościołów Regionu Kozła
sobota, 24 września 2016 r.
Trasa: Zielona Góra – Przytok – Zabór – Milsko – Zabór – Przytok – Jany – Cigacice – Sulechów – Klępsk – Babimost – Kosieczyn – Chlastawa – Zbąszyń – Dąbrówka Wlkp. – Rogoziniec
dystans: 105,9 km
Region Kozła.
Wymyśliłem sobie wypad w te strony, bo chociaż często kiedyś regularnie bywałem w tych okolicach, to nigdy się nie złożyło sensownie odwiedzić tych miejsc. Przede wszystkim nastawiałem się na trzy drewniane kościoły: w Klępsku, Kosieczynie i Chlastawie. Trasa miała być bogatsza o inne ciekawiące mnie miejsca, ale okoliczności zmusiły mnie do zmiany planów. Ruszyłem przez Stary Kisielin i Przytok na Zabór i Milsko, chcąc promem przedostać się na drugą stronę Odry. W drodze do Klępska chciałem zajechać do pałaców w Bojadłach, Klenicy i Trzebiechowie.
No i już na początku plan wziął w łeb, gdy okazało się, że w Milsku prom nie kursuje. A sprawdzałem chyba w czwartek czy pływa. Trochę mnie to rozczarowało, bo musiałem się wrócić aż do Przytoku. Tym samym zrobiłem na pusto 20 km. W Przytoku skręciłem na Jany i przez Stożne wyjechałem na drodze do Cigacic. Z powodu przebudowy S3 na starej drodze do Cigacic ruch jak nigdy.
Postanowiłem więc skupić się przede wszystkim na trzech drewnianych kościołach w Regionie Kozła. Przejechałem przez cały Sulechów (bo rowerom nie wolno jechać obwodnicą). Na drodze na Wolsztyn ruch jak szalony i nie była to przyjemna podróż. Odetchnąłem dopiero w Okuninie, kiedy z niej zjechałem. To tu w zasadzie zaczął się mój wypad, bowiem właśnie w Okuninie miałem zamiar wyjechać, jadąc przez Bojadła, Klenicę i Trzebiechów.
Zaeaz więc byłem w Klępsku i od razu skierowałem się do kościoła. Z zewnątrz wygląda raczej dość niepozornie, chociaż drewniana konstrukcja tworzy klimat. Jest to poprotestancka renesansowa świątynia wzniesiona w XVI w. Wieżę dobudowano sto lat później.
Zostawiłem rower pod murem okalającym świątynię i obszedłem kościół dookoła, co nie zajęło mi dużo czasu. Kościół był bowiem zamknięty, a na drzwiach widniała kartka z kontaktem do przewodników.
I już miałem wsiadać na rower i ruszać dalej (nie zdając sobie sprawy, co by mnie ominęło), gdy wyłonił się zza kościoła drobny człowieczek i zapytuje mnie, czy nie chcę wejść do środka. Pewnie, że chcę.
Wszystko co najpiękniejsze w tym kościele, co decyduje, że jest jeden z najcenniejszych zabytków w Polsce, kryje się w jego wewnątrzu. Są to przede wszystkim bogate polichromie, przedstawiające przeróżne sceny biblijne. Niemal każda powierzchnia jest ozdobiona malowidłami. Sufit zdobią np. sceny Sądu Ostatecznego. Trójskrzydłowy ołtarz, który można obejść dookoła przedstawia zwiastowanie.
Pan przewodnik pozwolił wejść na chór, skąd wszystko było jeszcze lepiej widać. Musiałem się trochę streszczać, bo za niecałą godzinę miał się odbywać ślub. Przewodnik ubolewał, że nie mogę zostać dłużej i nie może mi włączyć komentarza audio, który punkt po punkcie opowiada o kościele. Ale tak sobie myślę, że tu jeszcze kiedyś przyjadę, może przyciągnę kogoś ze sobą, bo bezwzględnie warto zobaczyć coś tak pięknego. Jedyne co w życiu widziałem w podobnym stylu, to Kościoły Pokoju w Świdnicy i Jaworze.
Z Klępskiem związana jest jeszcze ciekawa historia o emigracji z 1838 r.
Na początku XIX w., z inicjatywy króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III, zaczęto dążyć do zjednoczenia kościołów protesnackich. Czyniono to jednak bez wyczucia, jako odgórne zalecenia państwowe. Ponieważ nie wszystkim wiernym taka „unia” się podobała, a dodatkowo opornych zaczęto nawet siłą zmuszać do nowych zasad, część mieszkańców zwyczajnie się buntowała i zaczęła myśleć o wyjeździe. W ten sposób narodziła się idea emigracji do… Australii. Ludzie spakowali dobytek, barkami odpłynęli z Cigacic i dalej kanałami i rzekami dotarli aż do Hamburga, skąd po kilkumiesięcznej podróży wylądowali na południu Australii. Dziś potomkowie tych emigrantów mieszkają Adelajdzie, w dzielnicy o nazwie Klemzig (niemiecka nazwa Klępska).
Chociaż nastawiłem się dzisiaj właściwie już tylko na drewniane kościoły, chciałem sprawdzić w okolicach Klępska jeszcze jedno miejsce, które mnie zaciekawiło. Przejechałem przez wieś polnymi drogami, aż do miejsca, gdzie znajdował się kiedyś pałac. Pod tym linkiem można zobaczyć jak kiedyś wyglądał. Został zniszczony po II Wojnie Światowej i głównie zostały po nim nieliczne gruzy, chociaż niektóre obiekty rozebrano zaledwie kilkanaście lat temu.
Do rozległego parku nie wchodziłem, bo był nieprawdopodobnie zarośnięty. Objechałem dawne i zamieszkane zabudowania przypałacowego folwarku (do szybszego zwiedzania zachęcił mnie wielki bardzo czarny pies) i przeprowadziłem rower skrajem pola i parku.
Drogi tu już nie było. Ale czego ja tu szukam? Na mapie zauważyłem dwa miejsca, położone po środku kompleksu pól. Były to dwa wzniesienia, a na jednym oznaczono, że rośnie tu dąb cesarza (Keiser Eiche). Przygotowując się do wyjazdu, zajrzałem do widoku z google map i stwierdziłem, że nadal są tu dwa zadrzewione punkty.
Ale google map prezentuje zdjęcia sprzed paru lat. Idąc więc polami, między burakami a jakimś poplonem, dostrzegam już tylko jedno zadrzewienie. Rzeczywiście widać, że jest ono jakby na wzniesieniu. I z tego co próbóję się zorientować, jest to raczej Eiskeller Berg, wcześniejsze wzniesienie. Dębu cesarza już nie ma, a zapewne było to drzewo posadzone z okazji zjednoczenia Niemiec (1873 r.). Może był nawet kamień pamiątkowy.
Zostawiłem rower i już pieszo zacząłem przedzierać się jakieś 200 m przez pole buraków i dotarłem do Eiskeller Berg. Nie była to łatwa wędrówka, wypłoszyłem nawet jakiegoś koziołka. Miejsce jest bardzo specyficzne, doskonałe na jakąś kryjówkę. Ma kszałt zbliżony do koła, o promieniu może 15 m, z zagłębieniem w środku, a na około jest obsadzone różnymi drzewami i krzewami. Tak grubych głogów w życiu nie widziałem. Ale co z tego, bo to nie było Keiser Eiche, bo jak sądzę to drzewo zostało już wycięte.
Poniżej przedstawiam dla porównania moje zdjęcie i to z mapy google.
Wróciłem przez pole buraków do roweru i przeszedłem do końca pola, aż dotarłem do drogi. Tu już mogłem jechać i klucząc między polami znalazłem się w Kolesinie, gdzie na krótko zajechałem do dawnego dworu. Teren urządzony jest jako centrum hotelowe, ale sam dwór na razie nie jest remontowany. Pochodzi najprawdopodobniej z XVIII w.
Nie zatrzymując się dalej, przez Kolesin pojechałem do Nowego Kramska. I tu spotkała mnie przyjemna niespodzianka, bo Nowego Kramska do Babimostu i dalej aż do Podmoklego Małego jechałem nowiutką ścieżką rowerową. Gmina Babimost postawiła na infrastrukturę rowerową, chociaż niestety musiało się to jak zazwyczaj odbyć kosztem drzew za Nowym Kramskiem. Nie zajeżdżałem do Babimostu celowo, żeby nie odbierać sobie na przyszłość przyjemności objeżdżania Regionu Kozła.
Z Podmoklego Małego dojechałem do Kosieczyna. Tutaj zatrzymałem się przy drugim drewnianym kościele. Otoczona kamiennym murem świątynia w Kosieczynie pochodzi z pocz. XV w. Wieża jest o kilkanaście lat młodsza. Ten kościół był zamknięty.
W okolicy kościoła znajdują się budynku zespołu pałacowo – dworskiego. Dawny dwór jest przeznaczony na mieszkania, a w pałacu z II poł. XIX w., siedzibę ma stacja hodowli roślin.
Następną wsią za Kosieczynem jest Chlastawa. Tutaj znajduje się kolejny drewniany kościół i jeżeli o wygląd zewnętrzny to najokazalszy z spośród trzech jakie dziś widziałem. Również nie mogłem wejść do środka; zresztą trwał akurat jakiś remont. Wokół kościoła rośnie wiele starych drzew, głównie lip. Była to świątynia graniczna, służąca również protestantom ze Śląska.
Chlastawska świątynia pierwotnie została zbudowana w 1637 r., ale została zdeastowana przez Szwedów. Ponownie otwarto ją w 1663 r. Wolnostojąca dzwonnica pochodzi z 1690 r. Na przełomie XIX i XX w. kosciół, który popadał w ruinę przebudowano, zmieniając m.in. jego konstrukcję.
Na tym właściwie mogłem zakończyć dzisiejsze zwiedzanie. Postanowiłem jednak zajechać do Zbąszynia, gdzie na rynku spotkałem się z kolegą z czasów szkolnych. W Zbąszyniu trwał akurat festiwal koźlarzy, a Radek z ramienia Zbąszyńskiego Domu Kultury był członkiem ekpiy organizującej występy. Pogdaliśmy dłuższą chwilę, a ja ruszyłem dalej. Muzeum Ziemi Zbąszyńskiej i Regionu Kozła zostawiam sobie też na odrębny wyjazd.
Chciałem na koniec zajechać do swojej szkoły, kiedyś Technikum Leśnego w Rogozińcu (dziś Zespołu Szkół Leśnych), a to było dobre z 10 km. nie chciałem ryzykować jazdy po zmroku no i przede wszystkim chciałem zdążyć na pociąg.
W Dąbrówce Wielkopolskiej wstąpiłem tylko do sklepu i na chwilę zatrzymałem się przy neogotyckim pałacu, którego bogata architektura zawsze mnie zachwycała. Pałac pochodzi z poł. XIX w.
Do Rogozińca wpadłem już przy powoli zapadającym zmroku i od razu skręciłem do szkoły. W Dąbrówce zrezygnowałem z jechania przez las, a chciałem poszukać ruin dawnej kapliczki w lesie. Swoją dawną szkołę objechałem w kilka minut. I drogą przez las, której zakręty nawet dziś pamiętam, bo przez pięć lat chodziłem tędy na pociąg (wówczas technikum trwało 5 lat, nie żebym siedział w którejś klasie), dojechałem na stację.
Aż się sam zdziwiłem. Bez jakiegoś szczególnego pośpiechu przejechałem ponad 100 km. Trochę czasu mi zeszło na szukaniu dębu cesarza, ale poza tym nigdzie na dłużej się specjalnie nie zatrzymywałem. Mam już umyślony duży wypad do Regionu Kozła, ale to chyba raczej na przyszły rok.
http://klepsk.prv.pl/historia.html
http://dolny-slask.org.pl/534519,Klepsk,Palac_Philipsbornow_dawny.html
Piękne wnętrze kościoła w Klępsku, koniecznie muszę odwiedzić
PolubieniePolubienie
Polecam! A tak niewiele brakowało, a bym nie wszedł do środka. Z Nowego Tomyśla, to niewiele dalej jak z Zielonej Góry. Najpiękniejsze kościoły poewangelickie to świątynie Pokoju w Świdnicy i Jaworze. Cuda.
PolubieniePolubienie
Witam, Keiser Eiche to były 2 dęby rosnące bardzo blisko siebie. Z daleka wydawało się, że jest to jeden dąb. Pięknie górowały nad polem. Ścięto je w 2014 r. Na starej mapie są dobrze widoczne. Napis „Eiskeller B.” na mapie jest między dwoma punktami „wysepkami”, które oznaczył Pan strzałkami na zdjęciu. Właśnie w 2014 r. na tej wysepce bliżej Klępska, też jeszcze były drzewa.
pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Witam, dziękuję za te informacje. Szkoda, że miałem rację i je ścięto. To była świetna i „żywa” pamiątka z przeszłości.
PolubieniePolubienie
Pingback: Region Kozła czyli wyjątkowość mniej znana | Rowerem na Rympał